poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Even devil can love rozdział 4

- Tak wiem wraca mi pamięć i moc... Chodźmy nie możemy pozwolić innym robić co chcą czas ponownie rzucić wyzwanie reszcie nieśmiertelnych czas rozpętać wojnę!! - krzyknąłem do śmierci
- Oczywiście jeśli taka twa wola!! Mam uwolnić plagi?? - spytała Shi
- Nie jeszcze nie... Na razie musimy odnaleźć odpowiedzialnego za ból cennych mi dam... - odpowiedziałem

Gdy tylko wyszedłem przed swój dom ujrzałem całą ekipę, siostrę, jej chłopaka i wielu gangsterów... Wszyscy czekali na mój znak wówczas pojawiła się kolejna wizja... Stałem na północnej bramie ogromnej świątyni po schodach wspinała się grupka pielgrzymów... Skinąłem głową wówczas jej wrota się otworzyły, a brama wylała ogrom światła w barwie rubinów... Kolejna migawka to była jakaś ogromna bitwa z aniołami gdzie cztery demony przyniosły cztery ranne kobiety które były tworami boga... Spojrzałem oraz coś wyszeptałem wówczas pojawiła się ona moja narzeczona Arai w jej oczach tańczył ból i bezsilność z ogromnym trudem przebiła mą szyję, a następnie oddzieliła głowę od ciała... Jednak to mnie nie zabiło nagle krew stała się jakby liną która wciągnęła głowę na miejsce, zaś rana się zregenerowała kobieta ta spadała nieprzytomna instynktownie ją złapałem... Rozejrzałem się po podniebnym polu bitwy. Wszędzie walczyły anioły i demony. Zauważyłem swe sługi i stworzone z mej krwi smoki... Dałem im rozkaz do odwrotu resztę armii wycofałem powoli stwierdzając:
- Zwycięstwo w tej bitwie jest wasze ale wojnę przegraliście bowiem utraciliście coś naprawdę cennego...
- Tak starczy walki czyż nie Samaelu i Michale?? Armie piekieł są nie skończone nie ma co rozpętywać ponownie tysiąc letniej wojny która by zniszczyła ludzkość i powinniśmy skorzystać z rozwagi tego demonicznego króla... - przemówił Gabriel
- Może i masz rację jednak i tak sądzę ze powinniśmy ich zniszczyć od razu!! - warknął Samael
- Nie możemy być pochopni to spowodowało upadek Lucyfera... Światło zawsze zwycięża... - powiedział mądrze Michał
- Lewo ręko boga... Po raz pierwszy mówisz z sensem nie dążę do tarcia z niebem walczyliśmy bo wy to zaczęliście wycofujemy się bo osiągnęliśmy swój cel... - odpowiedziałem i zniknąłem, a chwilę po mnie powróciła do piekła cała armia.

Wówczas wróciłem do obecnych wydarzeń podszedłem do nich bliżej i stwierdziłem:
- Dziękuję że jesteście jeśli chcecie możecie opowiedzieć się po mej stronie i rozpętać wojnę... Lub pozostać neutralnymi nie idę jako król piekła, a jedynie jako słaby demon z amnezją... Przyjaciele, siostro, Yosuke i wy drodzy gangsterzy macie wolną wolę oraz swe własne życia spożytkujcie je tak byście niczego nie żałowali... Każde z was zostanie w przyszłości poddane próbie razem ją przejdziecie... Ja zaś zamierzam zrobić coś głupiego rozpętać wojnę po wielu tysiącach lat spokoju...
- Rany i się rozgadał... Idioto idziemy z tobą nie możemy pozwolić byś tylko ty się bawił!! - warknęła Naomi zsyłając na mnie ogromną lodową pięść...
- Zamknij w końcu ten swój ryj i chodź by nie wiem co idziemy z tobą!! - krzyknęła Furia i kopnęła mnie w czułe miejsca

- Idziemy z panem bowiem jesteś przyjacielem naszego szefa czyli i rodziny... Jesteśmy również wdzięczni za uratowanie Panienki... - odpowiedział jeden z gangsterów wstając podał mi kluczyki do samochodu spojrzałem i zobaczyłem bugatti veyron w barwach czarno-czerwonych...

Schowałem je do garażu i wyjechałem sprawdzonym Lamborghini... Pojechaliśmy do jednego z kościołów... Pierwsze co postanowiłem, wysłać mięso armatnie, czyli gangsterów. Poprosiłem ich by, otworzyli wrota tej własności niebios. Gdy to zrobili wylał się na nich ogrom wody święconek i każdy z nich dostał kołkiem z krucyfiksem na końcu... Wówczas srebrny wziął auto gangsterów i zrobił sobie z niego tarczę. Ruszył spacerkiem do świątyni krzyże z ostrzem odbijały się lub wbijały w dach samochodu... Czwórka kobiet z Ekipy stworzyła sobie po dwie włócznie jedną z mroku, a drugą ze światła. Na plecach każdej z nich wisiała broń którą używały jak już miotanie pilum stało się dla nich nudne. Naomi roześmiała się i stworzyła ogromną zamieć, w której okryła wiele lodowych kolców oraz włóczni wysłała ją, na kościół. Sam stałem czekając cierpliwie, aż reszta się przyszykuje chciałem również ujrzeć chłopaka ktory sądzi, że jest godzień mej siostry w akcji... Rozejrzałem się mym oczom ukazali się przyjaciele w pełnym rysztunku. Każdy z nich miał na plecach broń główną. Wszyscy mieli inne bronie. Wówczas i ja postanowiłem przygotować niespodziankę dla mend, które zamierzały lub właśnie próbują zabić cenną mi osobę... W moim przypadku były to pokryte czarną energią ostrza mieczy... Zacząłem iść zaraz za mną podążała reszta. Gdy tylko wkroczyliśmy do świątyni ujrzłem mnóstwo związanych wampirów to co mi się rzuciło w oczy to małe znamię na ciele Moki i przypuszczalnie jej ojca... No cóż jej rodzic był wysokim mężczyzną o średnich szarych włosach z lekkim ubierał się ala drakula... Zobaczyłem srebrnego okładającego jakiegoś anioła ławką, bo samochód został wrzucony w organy... Jak tylko chciałem wkroczyć na ten jakże wesoły parkiet wbił Yosuke uwalniając wielką falę ognia, a za nią mnostwo błyskawic które tworzyły wiązki energi pełzajace po ziemi. Wówczas jeden z Aniołów wytrąci mu miecz który wyciągał tan zatoczył pętlę i odciął łeb głupiej istocie światła... Zaśmiałem się poznając miecza dałem znak damom by póki co nie walczyły, a jedynie uwalniały schwytanych sam zaczął iść na przód.

Jednak na mej drodze stanął Samael... Spojrzałem srogim wzrokiem w mych oczach pojawił się krwistoczerwony pentagram z wieloma wzorami oraz czarnymi runami. Zacząłem iść powolnym leniwym krokiem Archanioł nie rozpoznał mnie i wziął za słabego demona klasy maks B. Tak więc cisnął we mnie olbrzymą włócznię światła którą odtrąciłem jak natrętną muchę... Samael się uśmiechnął i spróbował mnie przeciąć na pół mieczem jednak napotka ostrze jednego z claymorów, które umiałem dobyć tak szybko że światło było przy tej szybkości ślimakiem. Przyszedł czas na mój kontratak więc włożyłem rękojeść wielkiego miecza w usta i zagryzłem. W dłonie chwyciłem po trzy miecze tworząc coś ala pazury smoka... Ogonem dobyłem pozostałe dwa ogromne miecze... Wówczas Archanioł odskoczył zobaczyłem nutkę strachu w jego oczach więc zrozumiałem, że mnie poznał... Podbiegłem i wykonąłem szybką senkwencję cięć miał wyraźne problemy z unikaniem oraz blokowaniem. Nie dawałem mu żadnych szans na atak wiedząc, że jestem zbyt mocno osłabiony by się z nim bawić uwolniłem ładunki energi sprawiajac, iż musiał zablokować niemialże równocześnie dziewięć fal mocy.Gdy tylko fale energii zniknęły ujrzałem mocno krwawiącego lecz dalej stojącego dumnie Samaela... Uśmiechnąłem się wrednie i spytałem:
- Hej Aniołku gdzie masz skrzydełka?? Ups chyba ci je ucięły...
- W imię ojca syna ducha zaraz tu będzie rozpierducha!! - warknął Archanioł i zaszarżował na mnie.

Co z łatwością odparowałem. I wykonałem cięcie skośne od prawego ramienia po lewe biodro z przodu zaś z tyłu od lewego ramienia do prawego biodra... Przybiłem go do ziemi za pomocą włóczni z mroku i ruszyłem ku Moce... Nie wiem co ale coś podpowiadało mi bym lepiej uwolnił skrzydła co też zrobiłem i dobrze bowiem na podłodze znajdowały się fragmenty niszczące mą rasę... Wówczas zakląłem szkaradnie i wściekły rozwaliłem fach świątyni przeleciałem po niebie fragment i ponownie rozwaliłem dach wylatując tuż przy moce wówczas jej Ojciec warknął:
- Zostaw moją córkę śmieciu!!
- Uspokój się jeśli ją zostawię umrze w ciągu dwudziestu dwóch godzin... Więc masz wybór pozwolić jej skonać lub zamknąć się i dać mi pomyśleć jak was tu uwolnić... - odpowiedziałem spokojnie
- Zgoda tylko sobie nie myśl że jest twoja!! - ponownie warknął jej staruszek
- Nie skrzywdzę córki cesarzowej krwi... - odpowiedziałem przyjrzałem się Moce i pojąłem że nie mogę jej bezpiecznie odkuć musiałem bo to by oznaczało ze ukryty za jej plecami kołek wystrzeli i ją zabije na miejscu... Postanowiłem sprawdzić gdzie jest spust gdy go zauważyłem pojąłem że tu chodzi o moc dwóch Archaniołów... Tak więc Samael był nieprzytomny i unieruchomiony to oznaczało, że jest drugi więc musiałem czekać aż ktoś z ekipy lub moja siostra znajdą drugiego, oraz się nim zajmą.

Ścigałam jakiegoś gościa w habicie z kapturem i maską był szybszy niż zwykły człowiek gdy zamroziłam ziemię ten zawisł w powietrzu na wielkich białych skrzydłach stwierdzając:
- Witaj młoda damo wnioskuję, że nazywasz się Naomi i jesteś siostrą Shidearu...
- Tak jestem nią i nie porównuj mnie do mojego brata!! - warknęłam i wysłałam na niego grad lodowych kolców
- Rozumiem widać to ogromna moc... Impulsywność oraz to coś co sprawia ze wszyscy w okolicy chcą podążać za tobą... Ciekawi mnie czy smoczyca też ma takie nawyki jak brat... - stwierdził topiąc mój lód światłem...
- Pojęłam wreszcie z kim walczę Gabrielu... Skończmy się bawić i walczmy na poważnie!! -krzyknęłam szykując potężną włócznię z lodu tym razem jedyna możliwość by nie doznać obrażeń to uniknąć.
- Poczekaj przenieśmy się gdzieś gdzie nie ucierpią niewinni proszę. - skłonił się elegancko i poprosił ciepłym uprzejmym głosem
- Niech ci będzie... - stwierdziłam zrezygnowana zaprowadził mnie do przepięknej doliny zrzucił Habit wyciągnął kuszę i miecz mówiąc:
- To nie jest walka na śmierć i życie nie ma co się mordować...
- Dobra... - odpowiedziałam i wysłałam pilum. Ten go z trudem uniknął i prawie mu urwałam skrzydło... Wypuścił powietrze ze świstem i zasypał mnie gradem bełtów napełnionych światłem. Odparowałam to tworząc przed sobą lustro z lodu... Spojrzał na mnie z podziwem i szacunkiem, uśmiechnął się lekko, a następnie spróbował zesłać na mnie promień światła jednak wyłoniłam się zza niego. Wówczas postanowiłam pokazać mu swoją prawdziwą moc więc zesłałam nań grad błyskawic podczas gdy je przecinał mieczem ja tworzyłam wielkiego żywego lodowego smoka rzecz jasna był niemalże niezniszczalny... Gdy go dostrzegł przełknął ślinę i spróbował stworzyć jego świetlistego odpowiednika... Jednak byłam szybsza wysłałam lodowego by go zajął sama zaś uszykowałam lodowe katany i pojawiłam się za nim przeszywając jego ciało w takich miejscach by nie zmarł a jedynie stracił przytomność... Wyszeptał tylko:
- Dziękuję za wspaniałą walkę to mi przypomina sparingi z twoim bratem porwałem się na słońce z motyką...

Uśmiechnęłam się i spojrzałam w niebo szepcząc:
- Nie mam pojęcia jak to jest żyć z brzemieniem wiedzy ze jest się lewą ręką boga i trzeba wykonać jego wolą jednak sądzę że kiedyś anioły, upadłe anioły i demony będą latać w zgodzie po tym bezkresnym błękicie...

Nagle zniknęła druga lina energii uwolniłem Mokę i resztę wampirów. Wziąłem białowłosą na ręce i zaniosłem do auta srebrny zabrał jej ojca oraz grupę upierdliwych służek do swojej limuzyny, zaś czwórka Aniołów uleczyła pozostałe anioły, a następnie je odesłały do domów. Naomi i Yosuke udali się do posiadłości którą dla nich przyszykowałem. Była to ogromna willa z zewnątrz wyglądała zgodnie z porą roku jednak, gdy tylko przekroczyło się linię płotu można było ujrzeć prawdę tu wiecznie padał śnieg po niebie latały lodowe feniksy, po ziemi inne zwierzetaz z zamarznietej wody... Sam budynek ich domu był w barwach lawendy... Miał on aż pięćdziesiąt pomieszczeń i trzy piętra do góry oraz na dół... Była ogromna i skonstruowana tak by dopasowała się do woli właścicieli zupełnie jakby była ich organizmem i musiała słuchać woli ich mózgów...

Położyłem Mokę w łóżku i poprosiłem Saeko by się nią zajęła sam, zaś udałem się na rozmowę z jej Ojcem. Po kilku godzinnej rozmowie stwierdził tylko:
- Jeśli ona cię zaakceptuje nie widzę problemu... Dziękuję że przybyliście jej pomóc podziekuj swym towarzyszom chciałbym zobaczyć swą córkę...
- Chwileczke jak zejdzie Saeko oznacza to że Pańska córka się przebudziła i możemy sie znią zobaczyć... Woli pan nie poznawać wkurzonego Anioła a tym bardziej ich kobiety... - odradziłem mu


Po krótkiej chwili zeszła Anioł i ruszyłem z Ojcem białowłosej do odpowiedniej sypialni. Moka leżała patrząc niepewnie, oddychała nerwowo widać że się bała... Wówczas podszedłem i wyszeptałem kojącym głosem:
- Spokojnie nic Ci nie grozi jesteś w moim domu, może mnie pamietasz jestem Shidearu... Jest zemną twój tata... Nie lękaj się to już koniec tego koszmaru...
- Moka jak się czujesz?? - spytał jej ojciec
- T-tato?? S-Shidearu?? - wyszeptała i nagle jej oczy spojrzały na nas jakby nie wierzyła warknęła – Nie to musi być iluzja nie mogę ufać oczom!!

1 komentarz:

  1. Hyhyhy, fajna notka. Trochę poplątana, mózg mi zjechała ( szczególnie kwestia archanioła ), ale żyję! :D Cud, xd
    Ja już wyrażałam swoją opinię i w sumie nadal się jej trzymam. Bardzo bym cię prosiła, byś choć odrobinę popracował nad KROPKAMI! Strasznie mi ich brakuje ;_;
    Okej, ogólnie o notce:
    - Shi ma fajne auta ;_;
    - Dialogi są straszzznie sztywne. Wiem, że lubisz takie klimaty, ale mnie osobiście one strasznie denerwują .-.
    Pozdrawiam, Olga ^ ^

    OdpowiedzUsuń